„Im mniej zajęć w szkole, tym lepsze wyniki nauczania” – takie zdanie pada w filmie Michaela Moore’a, amerykańskiego reżysera, który przyjrzał się szczegółom systemu edukacji z Finlandii. Sądząc po wynikach uzyskiwanych przez uczniów, jednego z najlepszych na świecie.
Fragment poświęcony fińskiej szkole można obejrzeć poniżej.
Warto zwrócić uwagę, że występują tu m.in. minister edukacji, dyrektorzy szkół, nauczyciele i oczywiście uczniowie. Film jest częścią większego dokumentu, trwa więc zaledwie 10 min i z konieczności przekazuje zapewne tylko najważniejsze, najbardziej spektakularne recepty na edukację. Podsumujmy je:
- praktycznie brak prac domowych – zadawanie prac domowych jest w Finlandii uważane za koncepcję przestarzałą. Uczniowie po szkole nie mają odrabiać prac domowych, tylko poświęcić czas na bycie dziećmi i zabawę. Tu właśnie jest czas na realizację pasji, czytanie samodzielnie wybieranych, a nie narzucanych lektur, jednym słowem na robienie wszystkiego, co pozwala dzieciom czerpać radość z życia;
- krótki czas zajęć w szkole: tylko 20 godzin tygodniowo (średnio 4 godz. dziennie, włączając przerwy!). Podstawą takiego podejścia jest obserwacja, że zbyt duża ilość materiału do nauczenia działa przeciwnie do zamierzeń, bo zmęczenie zbyt długą pracą wręcz uniemożliwia przyswajanie wiedzy. Wydaje się niewiarygodne? W filmie występują nastolatkowie, którzy znają po 3-4 języki obce – i widać, jak piorunujące wrażenie robią na reżyserze…
- brak testów. Powtarzane przez fińskich nauczycieli niczym mantra. Tu uzasadnienie jest niezwykle proste i logiczne: nauczanie, którego celem jest zdanie egzaminów testowych, polega na nauczania zdawania tych testów, a nie – na uczeniu czegokolwiek innego.
Co jest zaten celem fińskiej szkoły? Jest to pomoc uczniom w odnalezieniu szczęścia, w tym wspólne poszukiwanie sposobów, jak zdobywać wiedzę – takich sposobów i takiej wiedzy, które dają szczęście. Zamiast wymagania określonego zasobu wiedzy, nauczyciele uczą myśleć i krytycznie analizować informacje.
Rodzice nie poszukują najlepszej szkoły. Wszystkie są takie same i kształcą tak samo. Nie ma szkół prywatnych. Dzieci biedne chodzą do szkoły razem z bogatymi równieśnikami.
Centrum edukacji jest uczeń, nie pieniądze. Do tego stopnia, że z uczniami są konsultowane projekty architektoniczne nowego przyszkolnego placu zabaw.
W szkole dzieci mają zajęcia związane ze sztuką, poezją, wspólnym muzykowaniem (a nie teorią muzyki), gotowaniem, szyciem, wyprawy krajobrazowe – wszystkie one usprawniają pracę mózgu i przyczyniają się do harmonijnego rozwoju.
Poezja i muzyka pomagają w nauce matematyki? A i owszem. Widzimy to też w LionHeart.